Ostatnio zawładną mną kac książkowy po skończeniu trylogii "Więzień Labiryntu" . Postanowiła więc na chwilę uciec do świata kina i zafundować sobie seans z ekranizacją pierwszej części. Spodziewałam się czegoś świetnego , wspaniałego , na miarę kinowej wersji "Igrzysk Śmierci" . A co dostałam ? Mogę to podsumować jednym słowem - gniot. Już dawno nie spotkałam się z tak złą ekranizacją książki , chyba nawet gorszą od "Gry Endera". Nie mogłam po prostu wyrobić przy tym filmie i zamiast się odstresować jeszcze bardziej się denerwowałam. Nawet popcorn nie smakował tak jak powinien. Próbowałam znaleźć jakieś plusy tego filmu , ale znalazłam trzy na jakieś milion minusów. Jak można z tak wspaniałej książki zrobić coś takiego? Na miejscu Jamesa Dashnera wkurzyłabym się i to nieźle.

Na samym początku muszę powiedzieć o Newcie. Nie wiem czym się tak wszyscy zachwycają , bo według mnie Thomas Brodie-Sangster nie pasuje do tej roli jak cebula do cukru. Newt w książce był wysoki, krzepki i miał włosy do ramion , za które dałabym się pokroić. A co dostajemy ? Chudego "chłopca" z "Gdy o Tron" , którego twarz (boże. ludzie mnie zlinczują) tak bardzo przypomina mi buldoga francuskiego , że nie potrafiłam się skupić na myśleniu o niczym innym niż o tym , gdy go widziałam. Jednakże nie podważam jego gry aktorskiej , gdyż widać , że książkę czytał i wczuł się w emocje postaci Newta. Co do innych aktorów - Minho , Thomasa , Alby'ego czy Teresy nie mam zastrzeżeń. Mogłabym się jeszcze przyczepić do wyglądu Gally'ego , ale aktor zrekompensował ten błąd pokazywanymi emocjami i zachowaniem , które idealnie ukazywało książkowego awanturnika. Ale to co zrobili z nim na końcu jest niewybaczalne. Nie mam pojęcia co reżyserzy mają zamiar zrobić teraz w ostatniej części. No właśnie... Kolejnym mankamentem ekranizacji "Więźnia Labiryntu" jest straszna niezgodność z treścią książki i przekręcanie zdarzeń , gnanie z akcją na łeb na szyję . Naprawdę, czy nie można było wybrać kilku najważniejszych wydarzeń z książki i dokładnie je opracować , zamiast na siłę próbować upchnąć wszystko kosztem łączenia wątków , które ze sobą połączone być nie powinny. A zwłaszcza w zakończeniu. Nie no , ono to po prostu było apogeum tego wszystkiego.

Mimo wszystko muszę pochwalić reżysera oraz grafików za stworzenie idealnego obrazu Labiryntu. Widać , że akurat do tego się przyłożyli i naprawdę widać w nim zawiłość oraz wszystko co było w książce. I Bóldożercy ! Oni także zostali świetnie zrobieni. W tym miejscu muszę zrugać polskie tłumaczenie - Dlaczego Bóldożercy byli nazywani Dozorcami , a zwiadowcy biegaczami ? Strasznie mnie to mierziło podczas oglądania.
Jak już wcześniej wspomniałam co do gry aktorskiej nie mam większych zastrzeżeń , ale nie podobało mi się to , że pominęli takie postacie jak Patelniak czy Winston, które w książce miały więcej własnych chwil niż w filmie. Podobnie sprawy mają się z Teresą i Thomasem. A gdzie ich rozmawianie w myślach ? Dlaczego zwęzili ich relację do kilku scen , które nawet nie miały miejsca w książce ? O co tu chodzi?

Definitywnie najgorszą z najgorszych scen jest porywanie Streferów . Jak oni mogli tak bardzo to skrócić i przekręcić ? Przecież to była jedna z najbardziej znaczących scen w całej książce ! Normalnie nie mogę tego przeżyć .
Po obejrzeniu tego filmu mój zachwyt książkami wzrósł jeszcze bardziej , gdyż są one nieporównywalne z filmem , który okazał się tanią produkcją dla mas , która na pewno spodoba się tym , którzy nie mieli styczności z książką. Za to dla czytelnika będzie to katorga przemieszana ze złością na reżysera. Jak dla mnie jst to 100% kit !
4 komentarze:
Nie oglądałam to się nie wypowiem, ale podoba mi się podobny post :D
Obserwuję :D
Mężowi spodoba się na pewno, jednak mi zapewne nie przypadnie do gustu, więc przeznaczę swój czas na jakiś inny film, bardziej wpasowujący się w to, co lubię. :)
Film gniot, książka cudo. Postać Newta słodka, niesamowita - nie dziwne, że jest ulubieńcem funclubu MazeRunnera. Postać Minho i Gallego też super. Za to główny bohater bezpłciowy. Marny z niego geniusz. A Teresa? Gdzie ta super piękność? Muszę przyznać, że film posłużył mi tylko do zobrazowania elementów książki. W sumie większość czytelników chyba ma podobnie - pamięta książkę i twarze z filmu...
Film gniot, książka cudo. Postać Newta słodka, niesamowita - nie dziwne, że jest ulubieńcem funclubu MazeRunnera. Postać Minho i Gallego też super. Za to główny bohater bezpłciowy. Marny z niego geniusz. A Teresa? Gdzie ta super piękność? Muszę przyznać, że film posłużył mi tylko do zobrazowania elementów książki. W sumie większość czytelników chyba ma podobnie - pamięta książkę i twarze z filmu...
Prześlij komentarz